Wyjazd z Kraka miał nastąpić o 18h. Udało się wyjechać po 19h – z klasyczną obsuwą. Skład: Ja - foka, Robert, oraz nowo poznani towarzysze podróży – nazwijmy ich, "bracia CC".
Droga, nie licząc pewnych atrakcji konsekwentnie serwowanych nam przez braci (piwo w aucie, ciągłe przystanki na wc i papierosa i natrętne pytania w stylu osiołka ze Shreka: ile km/czasu nam jeszcze zostało do..), nie sprawiła trudności. Korków, wbrew przewidywaniom związanym z długim weekendem, nie było. Zatkana była zakopianka i kierunek tam wiodący, czyli przeciwny do naszego. My pruliśmy na Czechy, gładko pokonując kolejne kilometry. Kraków – Cieszyn – Olomuc – Brno. Dalej miało być Znojmo, ale w wyniku zagadania pilota przez kierowcę przegapiliśmy zjazd. Cóż no, przez Mikulov też się da jechać a i droga idzie w linii prostej do Wiednia. Jednak założenie, że będzie szybciej było błędne – drogi wiodą często przez małe miasteczka, a do przesady porządni Austriacy jeżdżą poniżej ograniczeń prędkościowych. Wytraciliśmy tam cały impet jazdy. Dalej Wiedeń – Graz – Klagenfurt – Villach – Lienz aż do miasteczka w sercu Taurów – Kalls. Ponieważ w trasę wyruszyliśmy wieczorem, po dniu pracy a wcześniej zarwanej na pakowaniu nocce - konieczność zmiany kierowców była nie do przeskoczenia. Dociągnęliśmy z Robertem do 2.00 w nocy, potem zmieniliśmy się ekipami. brat C1 za kierownicę, brat C2 na pilotaż. Mam szczęście, że zmęczona śpię jak suseł. Rano dostaję info, że auto było prowadzone 200km/h, w tunelach (z fotoradarami) tylko 140km/h, a pilot, po piwach, zasnął. Trochę zgroza.:]