Rankiem, ociągając się trochę, zaczęliśmy zbierać się do zejścia na parking, gdzie czekali bracia cc. Na ociąganie się miały wpływ dwie kluczowe trudności:
1. Koleżanka z Polski, dotkliwie poparzyła sobie twarz, próbowaliśmy uzyskać pomoc od ekipy schroniska;
2. Boski apfeelstrudel wyglął o wiele lepiej w rzeczywistości niż na karcie. Wymagał zatem uważnego rozkoszowania się nim w towarzystwie pysznej kawy z ekspresu. Nie można było popędzać TAKIEGO śniadania! :D
Ostatecznie, nie musieliśmy się śpieszyć. Zaczęła do nas docierać świadomość wczorajszego sukcesu. Daliśmy rade i dodawało nam to skrzydeł - a jak!! Radości nie umniejszało nawet pieczenie twarzy.. mimo kremu też się trochę sparzyliśmy.
Z parkingu wyruszyliśmy w stronę rejonu wspinaczkowego Hollental, pod Wiedniem. Tam czekała na nas ekipa znajomych, którzy tym razem wybrali skały. ;) Męczącą drogę wynagrodziła nam radość spotkania i wspólne świętowanie naszych sukcesów.
***
"Góra należy do ciebie dopiero gdy z niej zejdziesz. Przedtem ty należysz do góry."