Geoblog.pl    agasmialek    Podróże    ALL EXCLUSIVE NEPAL TRIP    GOREPHANI (2860) – BIRETHANTI (1050)
Zwiń mapę
2008
06
lis

GOREPHANI (2860) – BIRETHANTI (1050)

 
Nepal
Nepal, Birethanti
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6536 km
 
Zejście

Gorephani to niebieskie miasteczko. Widziałam je takim na pocztówkach. Kiedy wyszliśmy ścieżką z hotelu, naszym oczom ukazał się ten sam śmieszny obrazek: w zielonym gąszczu przycupnęły błękitne hotele - wszystkie w tym samym odcieniu: smerfno-niebieskie budynki z błękitnej blachy. Śmieszne. ;)
Schodzimy w dół. Las rododendronów już nie wygląda na straszny. W świetle porannych promieni słońca omszałe pnie wyglądają raczej jak drzewa zaczarowanego lasu. Promienie słońca dodają bajkowego charakteru. Brakuje tylko czających się za konarami elfów i wróżki – zębuszki... ;)
W przydrożnej wiosce, w otwartych drzwiach widzę małe kociątko. Siedzi i patrzy ze zdziwieniem, jak się spieszymy. Zdaję sobie sprawę, że to raptem czwarty lub piaty kot jakiego widzę w czasie całego trekkingu. Czyżby koty nie były przystosowane do wysokości? Psów natomiast jest co niemiara – leżą przy drogach, szukając cienia. Rzadko zwracają uwagę na ludzi (chyba, że tych z jedzeniem) i w ogóle nie są agresywne. Czarne lub Rude. Czasem przyczepią się na chwilę i podprowadzą, a potem znikają swoją drogą.
Schodzimy… Zaczynamy mijać coraz więcej idących w górę wycieczek. Na nasz uśmiech i „Namaste” w większości odpowiadają objuczeni Szerpowie. Turyści, z obłędem w oczach, drałują za nimi pod górkę. Pewnie jutro będą oglądać wschód słońca na Poon Hill.
W pewnym momencie puszczamy stadko mułów z naprzeciwka. Jeden z nich dźwiga na grzbiecie wielką 40 litrową walizę z plastiku. Ogarnia mnie wstyd za „europejczyków”. Gdy widzi się coś takiego to nawet bogu ducha winnego osła szkoda, że musi dźwigać na grzbiecie ludzką głupotę.
Niedługo później mijamy osiłka truchtającego pod górkę. Turysta w podkoszulku-bezrękawniku, z odkrytymi ramionami pokazuje światu mięśnie z siłowni. Zasapany, ale z miną twardziela. Śmieszy mnie ta demonstracja siły – przed kim? Przed Szerpami, którzy niosą jego bagaż? Przed górami, które tu stoją od zawsze? Przed kamieniami wiodącymi pod górkę? Nie zdziwiłabym się, gdyby to jego bagaż jechał wcześniej na osiołku. Cóż… tylko osły idą w Himalaje z walizką.

Po krótkiej przerwie w Ulleri kontynuujemy schodzenie. W dół wiodą bardzo strome, nieregularne schody: 3280 stopni i około 500 m przewyższenia na krótkim odcinku. Trzeba mocno uważać, żeby nie postawić krzywo stopy – schody są gładko wyślizgane i bardzo łatwo po potknięcie. Skręcenie kostki to minimum przy upadku na takiej stromiźnie. Wolelibyśmy, żeby nienaruszone do tej pory części apteczki – bandaże i materiały opatrunkowe – nie musiały się już przydawać. Trzeba uważać, a jest ciężej i ciężej: plecak waży swoje, nogi czują dwutygodniowe łażenie. I jeszcze te schody – śliskie, jakby kto masłem posmarował. Raz szerokie i płaskie a raz wąskie i wysokie, no nijak rytmu złapać. W ¾-tych zejścia przystajemy na chwilę. Nie warto – zmęczone łydki od razu „łapią telegraf”, dygocą, że ustać trudno. Już lepiej iść dalej w dół, choć dno doliny jeszcze wciąż daleko…
Po 50 minutach karkołomnego zejścia z ulgą witamy most rozpościerający się nad strumieniem Bhurungdi Khola. Krótka przerwa na zamrożonego Sprite’a i ruszamy dalej. Oboje z Wojtkiem jesteśmy zmęczeni tymi 2 dniami, porannym wstawaniem i dzisiejszym zejściem, ale żadne z nas nie chce przedłużać. Przed nami jeszcze daleka droga, a chcielibyśmy dotrzeć do Pokhary jak najszybciej.
Idziemy. I znów to samo: droga trochę pod górę, bardziej w dół, kamienie, pył, ślisko - trzeba uważać jak stawiamy nogi. Wioska, las, rzeka w dole, zawalisko, rzeka przy ścieżce. Przerwa na łyk wody, przerwa na muły – niech przejdą. I dalej… Szerpa – „Namaste”, Turysta – „Hi, helo”, muły – „no rusz się koniku..”. Droga, kamienie, wioska… Zmęczeni wyłączamy myślenie. W głowie huczy – już nie rozróżniam, czy to świerszcze, czy ciśnienie, czy rzeka w dole. Instynktownie uważam na kroki ale nogi są coraz bardziej nieposłuszne: potykają się, ślizgają. Na ten widok, idący naprzeciw szerpowie cmokają ostrzegawczo... „Wiem, wieem, trzeba uważać” - odpowiadam im resztkami uśmiechu.

Mijamy ostatnią wioskę przed Birethanti. Tam jest ostatni punkt kontrolny i ACAP-u i formalny koniec trekkingu. W następnej – Nayapul – złapiemy transport do Pokhary. Ale póki co, nadal idziemy, a Birethanti wciąż się nie zaczyna. To wioska – tęcza*: idziesz, widzisz, wciąż się odsuwa od Ciebie. /*by Wojo/
Podnoszę głowę i widzę przed sobą podejście na około 50 schodów w górę. Za nim zejście do połowy i i podejście na jakieś kolejne 100 stopni. Z mojej krtani wyrywa się niekontrolowany jęk: „o niee..” Wojo patrzy ze zrozumieniem – „też to widziałem”. Przeszkoda, która normalnie byłaby żadną, uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy zmęczeni. Już od dawna idziemy siłą rozpędu... Trzeba to jakoś przejść. Postanawiam nie patrzeć w górę, tylko pod nogi i iść. Pomaga przechodzę pierwszy odcinek, został jeszcze jeden, ten dłuższy. Patrzę w dół na rzekę, marzę o tym, żeby się w niej wykąpać. (Co ja tu robię w tym pyle, trudzie i znoju – przecież jestem Foką – kocham wodę!!!) Idę cały czas. Nie patrzę na dystans, który pozostaje w górze. Znów pomaga. Przyzwyczajony organizm sam zmienia na stromiźnie kąt nachylenia w stosunku do stoku, wybiera najlepszy układ środka ciężkości i idzie w górę, krok za krokiem, nawykowo – jak muł. ;)
Pokonujemy to ostatnie wyzwanie. Niedługo dalej widać, że schodzą się dwie doliny – tam już musi być Birethanti. I jest! Przystajemy na szybki odpoczynek. Zupa pomidorowa, dawka pluszszsza oraz moczenie obolałych nóg w lodowatej rzece cudownie przywraca siły. Jeszcze tylko ostatni punkt kontrolny - potem już jak na skrzydłach docieramy do Nayapul. Autobusowi naciągacze już nas mają. Jedziemy do Pokhary… ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
agasmialek
foka wędrowniczka
zwiedziła 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 43 wpisy43 12 komentarzy12 616 zdjęć616 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróże
10.06.2009 - 14.06.2009
 
 
18.10.2008 - 10.11.2008